dzisiaj był smingus dyngus... lany poniedziałek... czy jak kto woli... ja i tak się z tego wyłączyłam... prawie cały dzien siedziałam w domku bo się bałam wyjść... hehee... zastraszona biedna istotka... jak widziałam te wszystkie dziewczyny które szły niby przypadkiem za cała bandą z wiadrami butelkami i psikawkami na dodatek to aż mnie się śmiać z ich głupoty chciało... chodziły takimi sznureczkami... oczywiście to był przypadek że one znalazły akurat tam gdzie ta największa banda z wodą... czysty przypadek... ech... ja żeby już nie bylo że jakiś straszek jestem to wyszłam.. ale wieczorkiem... kiedy było już ciemno i ludzi mało... na mieście taki spokój, cisza... aż miło... :)
tak w ogóle to zaczęłam czytać książkę (łaał) my dzieci z dworca ZOO... powiem tyle zajebista książka!! poprostu odlot... przeczytałam już prawie połowę... w zaledwie 2 godzinki... jestem pod naprawdę wielkim wrażeniem tej dziewczyny która odwazyła się pisac o tych wszystkich czasem intymnych... czasem odrażających... czy też przerażających rzeczach... i wcale nie mam jej za jakąś pustą puszczalską dziwke która miała chcice na heroinę... moim zdaniem pomimo jej wieku... była bardzo dojrzałą dziewczyną... którs chciała poprostu poznac smak prawdziwego życia
...
i tym nie zbyt przyjemnym akcentem kończę :) baaj :**