Komentarze: 5
noi znów... sobotni wieczór minał pod znakiem udanej imprezy w kolorze (czyli takiej kawiarni z dyskoteką która znajduje się w moim mieście oczywiscie)... impreza jak dla mnie udana... jak dla moich kolezanek troche nie bardzo...
po pierwsze na początku nie chcieli nas wpóścić w związku z aferą która miala miejsce pare dni temu ze niby tam sprzedaje się nieletnim alkohol ;]
no ale w końcu dzięki naszym znajomosciom się tam dostałyśmy... "my" to znaczy ja, Ola, Marta z mojej klasy oraz ich dwie kolezanki... za tą jedną nie przepadałyśmy troche no ale kit...później dołączyła jeszcze do nas... ale chyba tylko na dwie godzinki moja kumpela Anka
kiedy się już znalazłyśmy w środku lokalu zakupiłyśmy sobie po piwie (z soczkiem) duzym obowiązkowo! i urządziłyśmy sobie typowo babski wieczór ;)
później ludzie zaczęli się znosić na dół lokalu czyli na dyskoteke gdzie grał sam Dj jooł mada faka normalnie noi my nie byłyśmy gorsze i tam zawędrowałyśmy z głowami pełnymi wszelakich plotek i ploteczek...tańczyłyśmy, tańczyłyśmy i jeszcze raz tańczyłyśmy... odlot maxymalny... osobiście im dlużej tam byłam tym lepiej się bawiłam... noi jeszcze ten chłopak..mmmh. :))
później jednak ja musiałam już iśc... noi w ogóle wszystkie już musiałysmy iść i wtedy już nie było tak zabawnie... bo popsuł się humor moim kompankom... oczywiście dzieki komu...no? chłopaaakom... jasne że tak... tylko oni potrafią zepsuć tak wspaniały wieczór... noi na koniec niestety polały się łzy... na szczęscie nie moje... ja miałam zajebisty humor... no ale kolezankom niestety tak...
jednak dzielnie doszłyśmy do domu... ja zapomniałam wziąść kluczy które mi kompanka imprezy przechowywała noi musiałam biednych rodzicieli budzić... ale nie byli źli...wyrozumiałych rodziców mam trza przyznać... :)
i tak zakończył się jeden z lepszych dni w tygodniu :)
ps.ostatnie notka była 200 ale to taki margines...